Zrobilem rezerwacje wczesniej w internecie. Stwierdzilem ze po 36h podrozy z Londynu, lepiej miec cos zarezerwowanego. Ogolnie nie za tanio okolo 50GBP za pokoj w guest house, nad samym morzem. Po drugiej stronie wyspy okolo 1.5 km do ladnych plaz. Titikaveka to tu mieszkalismy. Pogoda nam jednak nie dopisywala. Straszne wiatry na przemian z ulewnym deszczem. W nocy prawie nie dalo sie spac, bo wiatr wyl jakby stado potepionych dusz gonilo sie po nocy. Wyspa ladna nieduza, w srodku dzungla, jedna glowna droga dookola wyspy. Dwa autobusy jedza co pol godziny, jeden zgodnie, drugi w przeciwna strone wskazowek zegara. Nieskomplkowane :) Czekalismy na slonce, nawet chcielismy poleciec na atol Aitutaki, bajecznie piekny podobnie, ale co mi po atolu, jak wiatr malo nie urwie ci glowy. Dobrze chociaz ze jest cieplo okolo 25-30C.
Mieszkancy mili i sympatyczni. Troche turystow, glownie ludzi majacych przystanek w swoich podrozach do okolo swiata. Ciekawostka, groby bliskich przewaznie znajduja sie w ogrodach domostw. Wywodzi sie to jeszcze z dawnych czasow, gdy na wyspie czynnie praktykowano kanibalizm. Rodzina wiec zatem chowala swoich bliskich w poblizu, zeby zadem amator ludzkiego miesa, nie trafil na darmowy poczestunek. Mieslimy leciec na Fiji, ale monsun wcale nie mial zamiaru opuscic tego regionu, wiec postaowlismy leciec do Nowej Zelandii. Fajnie tylko ze tam bylo 15C a my nie mamy zadnych cieplych ciuchow. Jakos sobie poradzimy!